czwartek, 2 października 2008

OPERACJA KRNOV- manewry zimowe

OPERACJA KRNOV

Na południowym pograniczu Polski , przy granicy z Czechami nieustannie odbywają się ruch wojsk . Dla zabezpieczenia tej granicy musimy wiedzieć czy dochodzi do koncentracji wojsk i w jakim celu . Już od miesiąca mieliśmy informacje z różnych źródeł że będzie się coś dziać po czeskiej stronie . Natomiast co , nie można było stwierdzić gdyż sprawozdania informatorów były sprzeczne . Sztab Twierdzy Nysa ustalił że w razie
ruchów czeskich wojsk wysyłamy korpus obserwacyjny . I rzeczywiście 09.12.2005 r dociera do sztabu tajna informacja , 10 grudnia C.a.k.1 setina 59. pluku Leopold Joseph Maria von Daun stacjonująca w Zlotych Horach opuszcza leża zimowe i udaje się w niewiadomym kierunku i celu . Natychmiast mobilizujemy 1 kompanię 1 –go pułku Grenadierów
Legii Włoskiej gen. Jana Henryka Dąbrowskiego. O godz 6 jeszcze pod osłoną nocy
przekraczamy granice omijając posterunki wartownicze , ze względu na założenie iż możemy być zmuszeni do szybkich manewrów pozostawiamy w twierdzy artylerię . Nawiązujemy kontakt wzrokowy z przeciwnikiem o godz 8 . Ku naszemu zaskoczeniu
maszerują w kierunku wschodnim , a nie jak przypuszczaliśmy południowym . Po dwóch godzinach intensywnego marszu zachowując jednak znaczną odległość od wojsk austryjackich aby być nie zauważonymi . Docieramy do małego miasta Krnov , nasz dowódca ustala że wojska przemaszerują dalej na wschód. W związku z tym ustalamy że zwiększymy trochę różnicę czasu naszych jednostek aby nie spotkać wrogich sąsiadów w mieście. Po przerwie na wypalenie fajki ruszamy , maszerujemy przez miasto zachowując zwykłą w takich przypadkach ostrożność . Jednak podjęte środki ostrożności nie były wystarczające wchodzimy do rynku w momencie wcielania w szeregi 59 pułku von LJM von Dauna burmistrza Krnova za wypowiedzenie lojalności wobec Wiednia. Na takie bezprawie nie mogliśmy pozwolić aby robili w Krnovie co chcą . Natychmiast zaatakowaliśmy dokonując ostrzał muszkietowy ze znacznej odległości . Jednak jednostka austriacka widać zaprawiona w bojach szybko opanowała zaskoczenie i przystąpili do obrony . Jednocześnie przystąpili do przegrupowania z myślą o ataku na nas . W tej dramatycznej sytuacji nasz dowódca podejmuje jak się później okazało genialną decyzję , wydaje rozkaz ataku na stanowisko artylerii i sam prowadzi ten atak . Czesi spodziewali się ataku na ich grenadierów i spokojnie czekali bo mieli przewagę liczebną . Kiedy my po zdobyciu artylerii wymierzyliśmy w nich ich własne działa . Przysłali do nas parlamentariusza z propozycją rozejmu . Po negocjacjach zważywszy że nie mieliśmy zgody na atakowanie , tylko obserwowanie ruchów wojsk . Przyjęliśmy jako rekompensatę poczęstunek , dzwon szczęścia aby sobie zapewnić sobie pomyślność w przyszłych kampaniach , oraz nowy model
sztucera oblężniczego . Podczas poczęstunku tak się zintegrowaliśmy że nie zważając na regulamin razem wracaliśmy do Zlotych Hor . Do Twierdzy Nysa powróciliśmy wieczorem .
W drodze zaplanowaliśmy że 16.grudnia o godz . 19 zadzwonimy w twierdzy tym dzwonkiem za pomyślność wszystkich polskich jednostek , podczas spotkania opłatkowego .
Jeżeli usłyszysz dzwonek tego dnia późnym wieczorem to będzie ten z Krnova , który gra o naszych nowych kampaniach .


st. sier. Legii Polsko-Włoskiej
Marek Szczerski
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa
 
Posted by Picasa

niedziela, 28 września 2008

Austerlitz 2005

Wspomnienia legionisty Austerlitz 2005

Rok 1805 od początku miał jakieś piętno zapowiedzi burzy dziejowej. Jesienią zostaliśmy wysłani do kraju jako tajni werbownicy gen. J. H. Dąbrowskiego. To była oficjalna misja werbowania do polskich legionów, oraz mieliśmy ustalić, jakie jest nastawienie Polaków względem polskich legionów we Włoszech. Dotarliśmy do Warszawy, jak nam się wydawało, bardzo dyskretnie. Po drodze odwiedzaliśmy z poręczenia generała szacowne rody polskich patriotów.
Nasza wizyta w kraju w 1800 r. była radosna - wszędzie wiwatowano. Wszechobecna była nadzieja na powrót legionów do kraju z wolnością, którą lada dzień mieli przynieść za daninę krwi zostawioną we Włoszech. Tym razem było inaczej. Był smutek i żal. Podczas rozmów o Antylach kobiety płakały. Zrozumieliśmy sytuację dopiero po przeczytaniu kopii raportu szpiega francuskiego, który donosił, że Polacy odwrócili się od Francuzów z powodu wysłania legionów na Antyle, a nie do Polski tak jak obiecywał Napoleon. My również wyczuwaliśmy, że wokół nas jest jakaś niepewność. Dopiero ten raport uświadomił nam, że nasza misja w kraju jest zakończona i trzeba wracać zdać sprawę Dąbrowskiemu.
Ruszyliśmy w kierunku Śląska, a konkretnie do miasta Nysa (Neisse), gdzie mieliśmy przejąć paczkę dla generała od jego przyjaciela (jeszcze ze służby w wojsku saskim). W połowie października zostaliśmy schwytani przez pruską żandarmerię i bez żadnych przesłuchań deportowano nas do Austrii, a konkretnie do Brna. Tam w trakcie ciężkich przesłuchań, z zadawanych nam pytań, ustaliśmy ponad wszelką wątpliwość, że zdrajca sprawy legionowej działa w Gdańsku. W Brnie już było widać przygotowania do jakiejś wielkiej batalii i to nam uratowało życie, gdyż potrzebowali żołnierzy.
Zostaliśmy wcieleni do 1 granátnickej setiny 59. Infanterie-Regiment Leopold Joseph Maria von Daun i skierowani do Twarożnej ok. 140 km od granicy z Prusami. W jednostce nam się poszczęściło, sierżantem był Polak. Zaaplikował nam podwójną musztrę i stwierdził, że nie jesteśmy panienkami lecz wiarusami świetnie władającymi bagnetem. Ja zostałem od razu kapralem i przypisano mi jeszcze sześciu Polaków, aby ich podciągnąć, bo nie znali języka.
Żałowaliśmy, że nie jesteśmy we Włoszech, bo moglibyśmy zwiać do Dąbrowskiego. Zbliżała się zima. Austriacy i Czesi dostali płaszcze zimowe, a dla nas brakło. Dawało to nam trochę ulgi, bo byliśmy zwolnieni ze służby i przebywaliśmy w koszarach.
1 grudnia zajęliśmy stanowiska na płaskowyżu Prace (w pobliżu Austerlitz). Stała tam moc ruskiego i austriackiego wojska. Szykowała się wielka bitwa. Mówiono, że zwycięstwo mamy pewne – Francuzi po długim marszu nie mieli siły i chęci do walki.
Jednak na drugi dzień okazało się, że Napoleon blefował. Pół dnia wodzowie przestawiali nas to tu, to tam. Za każdym razem nasze szeregi topniały. Wielu żołnierzy z naszego pułku padło w boju lub zostało rannych. Po południu wycofaliśmy się, by kolejny raz przegrupować oddział. Czekaliśmy na rozkaz następnego ataku. Podczas wszystkich działań pilnie obserwowaliśmy naszych przeciwników w poszukiwaniu Polaków. Ciągle obawialiśmy się, że trafimy ziomka. W zwarciu można jeszcze się odezwać i poznać swojaka. Zaczęliśmy marznąć i czekaliśmy na atak. Przed nami była gwardia cesarska. Dziarsko sobie poczynali. W nowych mundurach i z nowymi karabinami siali spustoszenie. Rozbili dwa nasze pułki i teraz staliśmy naprzeciw siebie. Ruszyliśmy do ataku. Skierowano nas na płonący kościół. Mając przed sobą gwardię francuską, wiedzieliśmy, że nie trafimy Polaka. Wystrzeliliśmy i ruszyliśmy do przodu. Francuzi jakby w pośpiechu chcieli nas dopaść. Zwarliśmy się na bagnety. Byliśmy zbyt blisko, aby użyć bagnetu, skrzyżowaliśmy karabiny. I zaczęła się przepychanka. Oni coś tam bulgoczą i nie mogą nas ruszyć. Sprawiło nam satysfakcję, że wkoło narobili spustoszenia, a nam nie dali rady. Wycofaliśmy się (bo groziło mi otoczenie), ale nie ustępując placu.
Wtedy zobaczyłem naszych. Stali pod płonącym kościołem. Ta aureola wielkich języków ognia ponad nimi sprawiała wrażenie, że to Ojczyzna krwawiąca w powstaniu. Ta scena nasycona dymem i krzykami konających żołnierzy wydawała się być prośbą Ojczyzny o powrót na jej łono. To był tylko moment słabości. Nasi stali pod kątem, skierowani tak, że gdyby ruszyli do ataku, to musieliby iść wzdłuż szeregów naszego pułku, co odsłoniłoby ich lewy bok. Nasz pułk został mocno poturbowany przez gwardię, więc chyba dlatego dostaliśmy rozkaz przejścia na lewe skrzydło, aż do wieśniaków oglądających zmagania trzech cesarzy. Gdy tam dotarliśmy bez przeszkód, zobaczyliśmy scenki jak z wycieczki, chłopi oglądali naszą walkę, jak by to był mecz, rzucili nam butelki ze śliwowicą, abyśmy się pokrzepili. I tam już zostaliśmy do podpisania rozejmu.
Na koniec dziękowaliśmy Bogu, że oszczędził nam bratobójstwa. Nasi wszyscy powrócili na kwatery.

st. szerż. c.k. 1 setina 59. pulku
Leopold Joseph Maria von Daun

Marek Szczerski

Regulamin artylerii

Jan Henryk Dąbrowski
Legia Włoska
(Arme d” Italir Legie Polone)
KLUB HISTORYCZNY
48-300 Nysa ul. Bukszpanowa 7 tel. 077 409 31 15// 602 686 279 EMAIL marek.szczreski@poczta.tp.pl ; twierdza-nysa@neostrada.pl Nysa 06.06.2007r.



3.2 Artyleria Regulamin Wojenny

3.2.1 Obsługa działa jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo i porządek przy dziale.

3.2.2 Pozwolenie do strzału (bez kuli) lub salw, jak i polisę ubezpieczeniową oraz urzędowy dokument urzędu strzelania należy mieć przy sobie w celu konieczności przedłożenia.

3.2.3 Obowiązuje bezwzględny zakaz spożywania alkoholu przed i w czasie działań przy dziale.

3.2.4 Noszenie skórzanych rękawiczek przy obsłudze działa jest obowiązkowe.

3.2.5 Obsługa działa składa się z przynajmniej jednego szefa działa oraz 2 kanonierów.

3.2.6 Naboje mogą zostać załadowane tylko:

a) zgodnie ze sprawdzoną ilością czarnego prochu przez urząd strzelania

b) z mąką jako przybitką (należy przestrzegać dopuszczalną ilość)

c) jeżeli powłoka naboju składa się z max. 2 warstw folii aluminiowej.

3.2.7 Skrzynka z nabojami musi odpowiadać właściwym normom i przepisom (patrz ustawa o materiałach wybuchowych i przepisy VBG)

3.2.8 Przetyczka nie może być wykonana z iskrzącego materiału (powinna być z mosiądzu lub brązu).

3.2.9 Jako materiał zapalny należy używać lontu lub racy (tzw. świeczki). Inne mechanizmy zapalne muszą być zatwierdzone przez organizatora.

3.2.10 Każde zastosowanie/ obsługa przy dziale następuje po wyraźnej komendzie i powinno być kwitowane prze wykonujących. Wszystkie czynności zaczynają się i kończą się pozycją wyjściową kanoniera.

3.2.11 W każdym przypadku należy przestrzegać ustawowych ustaleń o odstępach bezpieczeństwa. (do przodu 50 m., po bokach i z tyłu min 10 m.)

3.2.12 Skrzynka z nabojami powinna znajdować się zamknięta w odległości min 5 m. za działem.

3.2.13 Użycie lontownicy jest obowiązkowe (wyjątki patrz pkt. 3.2.9)

3.2.14 Kategorycznie zabrania się operowania otwartym płomieniem oraz palenia.

3.2.15 Po każdym wystrzale należy wyczyścić lufę:

a) przy pomocy wyciora wytrzeć na mokro

b) usunąć pozostałości po naboju (po każdym wystrzale)

3.2.16 Po nieudanym zapaleniu, po 10 sekundach należy włożyć nowy lont. Przy ponownym niepowodzeniu należy zalać w proch w lufie wodą, tak by nie był już do użycia.

3.2.17 Po zakończeniu strzelania należy wyczyścić lufę działa. Podczas ataku należy przymocować ochraniacz wylotu działa oraz przykrywę dziury zapalnika. Resztę prochu należy zdeponować w miejscu niedostępnym dla nieupoważnionych.

3.2.18 Działa, które zostały „zdobyte” nie mogą być w czasie przedstawienia więcej dotykane, poruszane i w żadnej innej formie manipulowane.


4. Przerwanie lub zakończenie widowiska

4.1 Przerwanie widowiska

4.1.1 Szable lub inna broń powinna być trzymana w poziomie w obu rękach nad głową.